Galeria zdjęć Hortulus to blisko 5000 zdjęć z podróży po ogrodach na świecie. Znajdują się tu zdjęcia z 15 państw Europy, Afryki i Azji oraz ogrody z wielu pięknych wysp kanaryjskich, wysp Morza Śródziemnego oraz wspaniałej Madery. Madera położona jest na Oceanie Atlantyckim i jednocześnie oddalona od Portugalii o ponad 1000 kilometrów. Nie bez powodu nazywana jest ogrodowym rajem. Przez cały rok panuje tam klimat wiecznej wiosny. Kwitną i rosną tu prawie wszystkie grupy roślin. Nie widziałam do tej pory takiego miejsca, gdzie jednocześnie w ogrodach można było spotkać cykasy, bugenwille, juki, strelicje jak i również wrzosy, brzozy czy magnolie. Madera, to jeden wielki wierzchołek wulkanicznej góry i mimo dużej ilości opadów deszczu, świetnie czują się tu również agawy, kaktusy, sukulenty jaki i paprocie, papirusy czy bananowce.
W galerii zdjęć nie brakuje europejskich perełek ogrodnictwa. Są tu zarówno najsłynniejsze ogrody Anglii, Holandii jak i te mniej znane ogrody z Niemiec czy Hiszpanii. Są tu też ogrody z bardzo ubogą roślinnością albo z jej całkowitym brakiem, jak te z wyspy Lanzarote (Hiszpania) - w Parku Timanfaya, czy też państw z południowej Afryki jak Tunezja, Maroko i Grecja. Tak właśnie w tych państwach wygląda park czy ogród. Specyfika klimatu kształtuje krajobraz i roślinność. Warto sobie uzmysłowić, że posiadanie zielonego otoczenia świadczy o bogactwie. W wielu państwach jest po prostu szaro, buro i niezielono - ogrodniczo beznadziejnie. Trudno tam by było o pracę dla ogrodnika czy architekta zieleni. Pierwszym projektem jaki trzeba by było wykonać, to projekt nawadniania, a potem oczywiście trudna próba doboru odpowiednich roślin. Muszą sobie tam poradzić ze skrajnymi temperaturami, gdzie w dzień jest +30°C a w nocy -5°C (Afryka). Innym problemem jest woda, a właściwie jej brak. W wielu miejscach rośliny muszą radzić sobie gdy roczna suma opadów jest zaledwie na poziomie 300 mililitrów jak na wyspie Lanzarote. Tam przyroda przy takim małym rocznym opadzie deszczu sama "zadbała" o to, żeby znaleźć inny system podlewania roślin. Podpatrzył ją człowiek budując tysiące kilometrów półokrągłych, na metr wysokich murków z tutejszego kamienia, przypominający czarny pumeks. Na pumeksowych murkach w godzinach rannych codziennie osadza się mgła, przyganiana z nad Oceanu Atlantyckiego. W postaci pary skrapla się i w ten sposób podlewa roślinność w kamiennych ogrodach. Dzięki temu zjawisku, przy tak niewielkiej ilości opadów na Lanzarote może być zielono.
Wędrując po świecie miałam często wrażenie, że w niektórych krajach do wielu ogrodów i na zieleńce miejskie, wysadzono wszystkie kwiaty domowe uprawiane na naszych parapetach jak: krotony, draceny, juki, fikusy Beniamina, cykasy, fitonie. Wdzięczna byłam całej mojej edukacji ogrodniczej, że miałam możliwość poznania tych roślin jako zieleń do wnętrz i dzięki temu poza nazwą, którą oczywiście znałam, mogłam sobie wyobrazić ich wymagania co do pielęgnacji i uprawy. Zdjęcia w galerii to ponad 5 lat wędrówki po świecie z aparatem, to też ponad 100 rożnych galerii ogrodów, parków zielni miejskiej. Niektóre ogrody, jak ogrody holenderskie czy Madera, odwiedziłam kilka razy w ciągu ostatnich lat. Dlatego w galerii są zdjęcia tych samych ogrodów z rożnych okresów. Postęp techniki i możliwość fotografii cyfrowej umożliwiły zbieranie tych fotograficznych wspomnień. Natomiast wcześniejsza, bogata kolekcja zdjęć, niestety znajduje się na nośnikach analogowych. Jedynie niezniszczalne są emocje i wrażenia, których dostarczyły mi podróże w tamtym czasie. W obecnej galerii zdjęcia z Afryki i wielu wysp pochodzą z okresu zimowego, stad jeszcze bardziej wyraźna jest ubogość roślinna. W galerii jednak, nie brakuje zdjęć z letnich czy jesiennych wypraw. Wszystkie podróże w poszukiwaniu ogrodowych inspiracji odbywały się tylko drogą lądowa lub morską. Trwa to oczywiście dłużej niż przemieszczanie się samolotem, ale daje to większą możliwość poznawania ludzi, ich krajów i przyrody.
Często podróże odbywały się w różny sposób i w dość ekstremalnych warunkach, jak jazda autobusem 300 kilometrów przez pustynię w Izraelu, żeby zobaczyć Morze Martwe i zieleń, a właściwie jej ewidentny brak. Brak zielni jest przecież osobliwym doświadczeniem dla każdego ogrodnika. Wyprawa przez pustynię w Izraelu dała mi również wiele refleksji. Przede wszystkim "chcieć to móc", bo z wszechobecnego pustynnego piasku rozwija się tam uprawa ogrodnicza na niewyobrażalną skalę. Dzieje się to przy zastosowaniu całej strategii systemu nawadniania (głównie kropelkowego), kilometrów agrowłókniny oraz setek tysięcy metrów kwadratowych folii, która chroni przed parowaniem wody, suchym wiatrem i spadkiem temperatury. Jednocześnie wypompowano olbrzymią ilości wody z rzeki Jemen. To jest też cena zmiany krajobrazu. Wiele dotychczasowych pagórków, za pomocą spychów zostało zniwelowane do równego poziomu. Zmienił się również klimat na jeszcze bardziej pustynny. Zaczęło wysychać Morze Martwe, ponieważ z rzeki Jemen, czerpana jest woda do uprawy w Izraelu i nie jest ona w stanie dostarczyć odpowiedniej ilości wody do morza.
Na szczęście wśród fotodokumentacji większość zdjęć to te, które oddają piękno ogrodów tworzonych przed wiekami jak np. ogród włoski czy angielski. Angielskie ogrody są często pielęgnowane przez pokolenia, aż do dnia dzisiejszego albo odnowione i zrekonstruowane przez Royal Trust lub National Trust. Ogrody te są wykonane naprawdę w mistrzowski sposób. Często rękę do sukcesu poza ogrodnikiem przyłoży klimat, idealny tam dla roślin, a nie zawsze dla człowieka.
Imponują ogrody Holandii, Belgii - wymuskane, geometrycznie uporządkowane, gdzie szczegół ogrodowy jest głównym bohaterem. Ma się tu wrażenie, że cała zieleń powstała na potrzeby, np. altanki, rzeźby, mostka. Zaprojektowane jest to, w takim geometrycznym porządku, jakby była to kopia zaplanowanej zieleni w programie komputerowym. Zapewne to uporządkowanie zielni daje odprężenie, poczucie spokoju i relaksu. Jednak kiedy się ogląda któryś z kolei niderlandzki ogród, tak uporządkowany, ma się wrażenie znużenia. Inne wydają się jedynie ogrody Ady Hofman z rejonu Groningen w Holandii. Mają w sobie jakąś dzikość, mimo wielu szczegółów architektonicznych i detali ogrodowych. Natomiast ogrody Appeltern czy Boomkampa to do znudzenia pewien moduł lub model, jak kto woli, mocno skomercjalizowany przez gotowe produkty wyposażenia ogrodu, często zaaranżowanej na niewielkiej przestrzeni. Ma się wrażenie, że rośliny są na potrzeby jakiegoś pokazu, są tak zmanipulowane i zminiaturyzowane przez coroczne, ostre cięcia, że „zapomniały" już przyrastać. Dobrze to widać na zdjęciach, na przestrzeni czasu. Niewiele różni się galeria z rożnych okresów.
Są też ogrody, które mają imponującą przestrzeń, jak ogrody na wyspie Mainau czy ogrody w Schwerinie, zorganizowane na potrzeby wystawy Buga 2009. Czuje się tu, że wolna przestrzeń ogrodowa często przeplatana jest naturalną strefą zielni jak las, park, jezioro, rzeka. Tak ogarnięta przestrzeń ręką ogrodnika wydaje się być bardziej prestiżowa i jednocześnie wyrafinowana na zasadach czystego kontrastu.
Inna sytuacja jest, kiedy w wielu państwach jak Grecja, Turcja, Tunezja posiadanie ogrodu to synonim prestiżu i zamożności, bo zanim ogród powstanie, trzeba ziemię uczynić ogrodnikowi „poddaną" i utrzymać ją w tej roli, nawadniając, podlewając czy zraszając rośliny. W takiej sytuacji z zazdrością patrzyłam, że po prostu chwast nie rośnie tam, gdzie go wodą nie sprowokują, a rośnie tylko tam, gdzie człowiek posądził rośliny i je podlewa.
Pewne jest to, że podróże kształcą. Całkowicie inny dystans nabrałam do Skandynawii. Tam to dopiero w ogrodach panuje istny reżim. Nie broń Boże wymuszony przez klimat, jak to się najczęściej dzieje, ale przez koncepcje i działanie człowieka. Rośnie głównie to co naturalne, swojskie czyli skandynawskie, prawie dzikie i w dość niewymuszony sposób, trochę w przypadkowym miejscu. W ogrodach tych nie widać często granicy między tym co dzikie a uprawne. Zupełnie przeciwnie jak w ogrodach niderlandzkich. Rzadko zdarza się coś obcego, zupełnie egzotycznego, hobbistycznie-snobistycznego i zielonego, coś co mogłoby zamącić ten dziki porządek. Miałam osobiste odczucie, że nie do końca miałabym co robić w takim państwie z moją pasją kolekcjonowania roślin i jednocześnie eksperymentowania z kolorem, formą i detalem architektonicznym. Granice skandynawskich ogrodów wyznaczają tu bajecznie kolorowe domki, przypominające, ze względu na użycie drewna, wytworne ogrodowe altany lub domki letniskowe.
Wszystkie właściwie wyspy, które odwiedziłam miały osobliwą zieleń, często całkowicie inną niż sąsiadujące z nimi lądy. Nigdzie do tej pory nie widziałam tak monumentalnych fikusów bengalskich jak w ogrodzie botanicznym na Sycylii w Palermo. Ich gigantyczne konary wędrujące kilkadziesiąt metrów w różnych kierunkach były podparte olbrzymimi, własnymi korzeniami podporowymi. Zbocza wulkanicznej Madery z kolei, były porośnięte kilometrami dzikich, bajecznie kolorowych bugenwilli.
Swoistą perłą ogrodową okazał się Sankt Petersburg, a właściwie jego słynne ogrody Peterhof. Niesamowite były wprost cieknące złotem posągi wielkości postaci ludzkich, złote kopuły i pozłacane fontanny. Wszystko to mocno usadowione w symetrii francuskiego ogrodu niczym Wersal Północy. Taki też miał z resztą zamiar tworząc ten ogród car Piotr Wielki. Olbrzymim zaskoczeniem jak dla mnie, mieszkanki nadbałtyckiego regionu, było niesamowite, że 22 kilometrowy kanał, który był jednocześnie osią symetrii założenia, doprowadzał wodę z Zatoki Fińskiej Morza Bałtyckiego, które niestety ale nie należy do spokojnych mórz. Woda ta zasilała cały liczny system 176 fontann, kaskad, wodotrysków. Tyle kapiącego złota nie widziałam w żadnym ze zwiedzanych ogrodów. Trzeb sobie jeszcze wyobrazić, że sam klimat Petersburga jest surowy i te wszystkie kaskady wodne podobnie jak posągi w okresie zimy trzeba zabezpieczać. Takiego ogrodu na pewno się nie zapomina i nie podlega on ocenie, co do tego czy jest ładny czy też nie. Zobaczenie czegoś takiego zostawia na długo olbrzymią dawkę emocji. Nigdy nie myślałam, że ogrodnik w ogrodzie może zarządzać taką pokaźna skarbnicą złota, dla której zieleń jest jedynie tłem. Coś takiego może się zdarzyć jedynie w Rosji. W tym ogrodzie nie ma mowy o duchowości, szacunku do przyrody i natury. Peterhor to zaprzeczenie koncepcji skandynawskiego ogrodu, leżącego zresztą w jego bałtyckim sąsiedztwie.
Osobną grupą są ogrody angielskie. Odwiedziłam ich kilkadziesiąt. Zawsze podróżując do Anglii, właściwie na własną rękę, lądem lub statkiem mimo, że cała grupa zapalonych ogrodników lądowała na jednym z londyńskich lotnisk i zawsze gdzieś ich spotykałam. Angielskie ogrody to dla mnie majstersztyk ogrodnictwa. Widać jak wiedza i kultura ogrodnicza, niczym historia przekazywana jest z pokolenia na pokolenie, a nowoczesny ogród jest tylko jedną z propozycji ogrodu, często proponowanym jedynie na wystawie Chelsea, która stara się narzucić pewne style czy trendy. Ogrody, które najczęściej można zwiedzić w Anglii są jak relikwie dawnych czasów. Charakterystyczne są monumentalne rabaty bylinowe rosnące w naturalnym układzie, ale jednocześnie korygowane ręką ogrodnika co do przestrzeni i stabilności kompozycji. Zestawione rośliny wydają się być przypadkiem, jednak rabata jest precyzyjnie zaplanowana pod względem wysokości, pokroju roślin i kolorystyki. Zaskoczeniem jest, że podporą całej konstrukcji tych monumentalnych rabat bylinowych jest cała masa rożnej wielkości, wbitych w ziemię gałązek, fantazyjnie rozwidlonych, które mają za zadanie podtrzymać wysokie rośliny i to się tam dzieje. To wprost genialne rozwiązanie. Rośliny rosnąc obrastają gałęzie, czyniąc je niewidocznymi. Dzięki nim rabata jest bardzo stabilna i niewrażliwa na wiatr oraz inne uszkodzenia mechaniczne. Muszę się przyznać, że sama próbowałam zastosować tą metodę w ogrodach Hortulus, ale poniosłam wyraźne fiasko. Pieczołowicie zebrane i wprowadzone na rabaty gałązki zostały usunięte podczas odchwaszczania jako coś zbędnego, co zaplątało się między byliny. W Anglii imponują trawniki, które poza tłem rabat bylinowych służą do komunikacji. W ogrodach wyglądają jakby ktoś zrobił im manicure. Krawędzie trawnika są równo docięte i odpowiednio wyprofilowane, a częste opady powodują, że jest jak dywan trawy na dobrze utrzymanym polu golfowym. Angielskie ogrody zniewalają ilością gatunków, odmian rodzimych i egzotycznych oraz niewyobrażalną wielkością jaką te rośliny potrafią osiągnąć dzięki klimatowi. W ogrodach tych ostróżki, rudbekie, dalie, róże, niby te same co u nas ale jakieś większe, dorodniejsze, jakby lepiej dokarmione, zadbane. To niesamowite jak klimat rządzi ogrodem. Szacunek wielki dla tych ogrodów angielskich i bogactwa ich flory. Tu każdy ogrodnik może tak naprawdę spróbować zdać egzamin z dendrologii i znajomości sztuki ogrodowej.
Galeria zdjęć, to jak dzieło nieskończone. Ciągle dochodzą nowe zdjęcia, bo moja wędrówka po ogrodach na świecie ciągle trwa.